Pomimo początkowo obiecujących warunków, tegoroczne zbiory owoców na Dolnym Śląsku mogą okazać się fatalnie niskie, a w niektórych przypadkach nawet niemożliwe do przeprowadzenia. Przyczyną takiej sytuacji są dynamiczne zmiany atmosferyczne, które miały miejsce w kwietniu, a także mocne przymrozki. Szacunek strat jest już realizowany przez Ministerstwo Rolnictwa, które zapewnia o dążeniu do udzielenia pomocy poszkodowanym.
Wczesna faza letniej aury i znaczne podwyższenie temperatury odnotowane w pierwszej połowie kwietnia przyspieszyły proces wegetacji roślin. Nagłe nadejście mrozu jednak dosłownie zatrzymało go w miejscu. Sadownicy z Dolnego Śląska opisują tę sytuację jako katastrofalną. Anna Szlączka, sadownik z Lutyni znana z uprawy jabłek i innych owoców, przewiduje, że tegoroczne zbiory mogą nie dojść do skutku. Szacowane przez nią straty są ogromne i sięgają blisko 100%. Pani Anna potwierdziła dla TVP3 Wrocław, że głównym winowajcą był mróz, który nadeszły w noc z 22 na 23 kwietnia.
Podobna sytuacja dotyka również innych sadowników z Lutyni. W jednym z gospodarstw można spodziewać się braku czereśni. Straty wynoszą od 80 do 100 procent. Maciej Karczewski, miejscowy sadownik, podkreśla, że kluczowym czynnikiem wpływającym na obecną sytuację była wcześnie rozpoczęta wegetacja. W przypadku gdyby proces ten rozpoczął się trzy tygodnie później, tak jak to miało miejsce w ubiegłym roku, przymrozki z końca kwietnia nie spowodowałyby tak poważnych strat.
Sadownicy z innych regionów Polski również borykają się z podobnymi problemami. Wszystko to może prowadzić do drastycznego wzrostu cen owoców. Anna Szlączka podkreśla, że choć jej gospodarstwa są dobrze usytuowane blisko Wrocławia, inni rolnicy mieszkający daleko od dużych aglomeracji mogą mieć większe problemy finansowe. Dlatego możliwość dodatkowego zarobku, który pozwoli pokryć rachunki, wydaje się dla nich być nieosiągalna.